Ponieważ jest sobota, opowiem wam miłą historię. Chociaż właśnie wróciłem z wizyty w całym kraju, u ludzi z zamiłowaniem do drewna i tego, co robią, ta historia nie jest o nich (to nastąpi wkrótce). Chodzi o hostel i kilku młodych ludzi, którzy sprawili, że jednonocny pobyt stał się miłym wspomnieniem, którym chce się dzielić.
Od jakiegoś czasu, kiedy podróżujemy po kraju, nie rezerwujemy miejsc z wyprzedzeniem. Program często zmienia się po drodze, jest wiele do zobaczenia i omówienia, a my nie chcemy być ograniczeni przez ustalony plan podróży. Wolimy zatrzymywać się w hostelach, które wybieramy, gdy zdajemy sobie sprawę, gdzie będziemy przebywać. Ponadto, gdy zatrzymujesz się w hostelu, szanse na dobrą historię są znacznie większe.
I tak się stało w tym tygodniu. We wtorek wieczorem dotarliśmy do Târgu Mureș, gdzie zdecydowaliśmy się zostać, ponieważ następnego dnia mieliśmy kilka spotkań. Była prawie 19:00, kiedy zaczęliśmy szukać zakwaterowania. Wybraliśmy Villa Helvetia ponieważ podobały nam się zdjęcia i referencje, które szybko przeczytaliśmy na naszych telefonach na parkingu przy wjeździe do miasta. Willa znajdowała się w centrum miasta, co było zaletą i dobrą ceną. Więc szybko podjęliśmy decyzję i udaliśmy się tam.
Z zewnątrz niewiele nam to mówiło. To stary dom, z widocznymi pionowymi drewnianymi belkami, podobny do tych w Niemczech czy Francji, ale wydawał się nieco ciasny. Mimo to uznaliśmy, że dobre referencje nie poszły na marne. Przywitała nas Elly, bardzo przyjazna młoda kobieta, która pokazała nam pokój i przekonała nas.
Wewnątrz w ogóle nie czuć tłoku. Wszystko jest starannie wykonane z dbałością o szczegóły, jest przytulnie i przytulnie, a na wewnętrznych schodach prowadzących do pokoi wiszą naturalne rośliny. Elly powiedziała nam wszystko, co musieliśmy wiedzieć, dała nam swoją wizytówkę z osobistym numerem telefonu, mówiąc, że możemy do niej zadzwonić w każdej chwili, gdy pojawi się problem, w tym jeśli jesteśmy w mieście i nie wiemy, jak wrócić. Myślę, że nie minęło 5 minut, a już czuliśmy się jak przyjaciele.
Ponieważ było już późno, zeszliśmy na dół na kolację. W willi znajduje się również mała restauracja, 2 połączone pokoje, które przypominały mi rodzinną restaurację we Włoszech. Pomiędzy pokojami znajdują się również dwa okna, które są tylko obramowane i wyglądają jak lustra, w których można zobaczyć odbicie pokoju, w którym siedzisz. Zdajesz sobie jednak sprawę, że sufit w pokoju, w którym siedzisz, jest biały, a ten, który widzisz, jest rustykalnym orzechem włoskim i od razu to rozumiesz 🙂 .
Usiedliśmy przy stole i natychmiast pojawił się szef kuchni. Powiedział nam, co przygotował na wieczór, ale nie było problemu z ugotowaniem tego, co chcieliśmy. Było już późno i zdecydowaliśmy się na jedno danie. Polecił jednak lekką przystawkę i powiedział, że będzie dobrze pasować do pewnego białego wina. Od tego momentu zdecydowaliśmy się pójść z nim. Powiedzieliśmy mu o tym i zostaliśmy przyjaciółmi. Powiedział nam, że on i Elly są przyjaciółmi. Opuścił pięciogwiazdkową restaurację, w której pracował i przyszedł jej pomóc. Zajmowała się wszystkim sama i zaczęła chorować. Wiele rzeczy robili sami, w tym malowanie stołów i drewnianych sufitów w restauracji. Wybierała winnice do współpracy ze względu na jakość win, a nie reputację czy wielkość. Chcę też powiedzieć, że tego wieczoru spróbowaliśmy 3 win z jego rekomendacji i wszystkie były doskonałe i bardzo dobrze pasowały do dania. Opowiedział nam wiele o cupaje, o piwnicach, o ludziach, którzy je prowadzą.
Chcę powiedzieć, że wszystko, co jadłem, było bardzo dobre, z dobrej jakości składników. Mówiąc o jakości. Początkowo myślałem, że dostanę zupę krem. Przeprosiła, że jej nie ma, ponieważ chciała zrobić sezonową zupę dyniową i nie znalazła jeszcze dobrej jakości dyni. A sposób, w jaki ułożyła każde danie na talerzu, był godny Masterchefa.
Na koniec dał nam niespodziankę - deser na koszt firmy, któremu towarzyszył kieliszek musującego różowego wina również wyprodukowanego w małej winiarni na wsi. Oczywiście opowiedział nam również o winiarni, ale także o tym, że wie, jak "odkorkować" szampana, przecinając szyjkę butelki mieczem, tak jak robili to oficerowie w dawnych czasach.
To był tak przyjemny wieczór, że nie mogliśmy się nim nacieszyć. Przez cały czas czuliśmy się mile widziani, zadbani, dobrze traktowani, z pięknymi ludźmi, którzy są pasjonatami tego, co robią, a cena posiłku była więcej niż przyzwoita. Od tamtego wieczoru powiedziałem sobie, że napiszę o nich, ponieważ tacy ludzie zasługują na to, aby ich poznać. Żałowałam, że czas był krótki i pochłonięta opowieściami po prostu zapomniałam o zdjęciach i innych szczegółach, które chciałabym o nich poznać. Ale na pewno jeszcze wrócimy w to miejsce.
Dodaj komentarz